4/30/2021

Co z tą szkołą?

 

edukacja domowa ratunek dla oświaty

„Racjonalna metoda polega na współpracy z uczącymi się i na wpajaniu w nich przytem chęci samodzielnego zagłębiania się w przedmiotach, wnoszeniu swego udziału do wspólnego skarbca wiedzy, udziału, który ma być omówiony, lub wyjaśniony w ciągu lekcyj ustnych. Metoda podawcza wiedzy należy do wieków średnich. Panuje ona jeszcze w naszych szkołach, choć warunki, na podłożu których była ona użyteczna już dawno minęły. Umysłowy rozwój samych nauczycieli będzie pierwszym krokiem w kierunku usunięcia tych średniowiecznych pozostałości. Zaczną oni wtedy badać naukowo swych uczniów, sala szkolna stanie się laboratorjum pedagogicznem, a aktywność nie będzie ograniczać się wyłącznie do działu prac ręcznych. Wpływ sugestji ze strony otoczenia nie był nigdy dotąd uwzględniony dostatecznie w pedagogji. Nauczyciele chcą odgrywać zbyt wielką rolę w świecie myśli swoich uczniów. Pedagog jest jednak ograniczony co do celów, jakie sobie może z góry stawiać, przez skomplikowane warunki życia ludzkiego. Być może, że właśnie to dziecko, którego cechy ocenia ujemnie, może być zadatkiem na człowieka, przewyższającego w znacznym stopniu umysłowy poziom samego nauczyciela”.

Powyższy cytat pochodzi z książki Edgara Jamesa Swifta Mind in the Making. A Study in Menatal Development wydanej w roku 1908, a został umieszczony w książce Helen Parkhurst Wykształcenie według planu daltońskiego wydanej w roku 1928, jako jeden z dwóch ustępów które wywarły ogromny wpływ na autorkę, do których wielokrotnie wracała i uważała, że zawierają klucz do jej problemów. Na mnie również cytat ten wywarł niesamowite wrażenie, choć może nie pod względem informacji które przekazuje, ale z punktu widzenia tego, że treść ta pochodzi sprzed wieku i nadal jest aktualna. Niewiele się zmieniło mimo, że minęło już kilka rewolucji i przemysłowa i technologiczna i naukowa, mimo, że tak dużo już wiemy o pracy mózgu, o rozwoju człowieka, nie wspominając o tym, że świat wygląda zupełnie inaczej i wiemy, że w przyszłości będzie jeszcze inny. Odnośnie przyszłości obecnych uczniów to szacuje się, że 60% dzieci będzie pracowało w zawodach których jeszcze nie ma.

Kompetencje przyszłości, które należy więc rozwijać to wg Raportu McKinsey z roku 2018 w perspektywie do 2030 to:
  • kreatywność,
  • umiejętności przetwarzania i interpretacji złożonych informacji,
  • przedsiębiorczość i inicjatywa,
  • przywództwo i zarządzanie innymi,
  • umiejętności cyfrowe,
  • zaawansowane umiejętności informatyczne i programowanie.
W mojej ocenie, mając na uwadze inne podobne analizy, należałoby jeszcze dodać:
  • umiejętność rozwiązywanie problemów,
  • szybkie uczenie się i chęć do uczenia się,
  • akceptacja ludzi, w tym z innych kultur,
  • umiejętność porozumiewania się w języku obcym.
Myśląc o tym, co ma dać edukacja, warto mieć na uwadze powyższe kompetencje. Nie oznacza to, że trzeba implementować każdemu dziecku każdą z tych umiejętności, ale po prostu trzeba zaznajomić, dać spróbować.

Obecnie żyjemy w świecie cyfrowym a informacje zalewają nas ze wszystkich stron. Dlatego też istotna jest umiejętność zdobywania, selekcji i wykorzystywania istniejących już informacji. O wiele ważniejsze jest zrozumienie procesów, świadomość ich istnienia, a nie pamięciowe opanowanie materiału. Edukacja na poziomie szkoły podstawowej powinna, w mojej opinii, być pokazaniem świata, a niekoniecznie wyuczeniem się tego świata na pamięć. Ważna jest świadomość istnienia rzeczy, zjawisk, emocji, sytuacji społecznych i umiejętność prawidłowego reagowania.

Obecnie dużo już wiemy o procesach uczenia się, o rozwoju człowieka i o funkcjonowaniu jego mózgu. Przewidujemy oczekiwania przyszłości. Dlaczego więc nie wykorzystujemy w sposób powszechny tego co już wiemy, oczywiście ze świadomością tego, że wiele jeszcze pozostało do zbadania i do odkrycia? Mam wrażenie, że system edukacji dzieci w Polsce jest trochę taki jak stare próchniejące krzesło, wzmacniane nowymi kawałkami drewna w słabszych punktach, z setką rdzewiejących gwoździ, malowane na pstrokate kolory, z zamiarem zachęcenia, będące wspomnieniem dzieciństwa, bo też się na takim siedziało, ale aż strach pozwolić dzieciom na nie usiąść z obawą, że zaraz się rozpadnie. 

Zróbmy nowy system w oparciu o wiedzę o tym jak funkcjonuje mózg, na bazie tego co odkryli i doświadczyli pedagodzy i inni badacze w przeszłości, z myślą o tym jakiego człowieka chcielibyśmy ukształtować. 

Wydaje mi się, że najprostszą drogą do wprowadzenia szybkich zmian, w chwili obecnej,  jest model edukacji domowej. 

Zgodnie z art. 37 punkt 1. ustawy z dnia z dnia 14 grudnia 2016 r. Prawo oświatowe „na wniosek rodziców dyrektor (…) szkoły (…) do której dziecko zostało przyjęte, może zezwolić, w drodze decyzji, na spełnianie przez dziecko (…) obowiązku nauki poza szkołą.” Zezwolenie może być wydane przed rozpoczęciem roku szkolnego albo w trakcie roku szkolnego, jeżeli szkoła znajduje się na terenie województwa, w którym zamieszkuje dziecko oraz jeśli do wniosku o wydanie zezwolenia dołączono opinię publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej (w okresie pandemii opinia nie jest wymagana), oświadczenie rodziców o zapewnieniu dziecku warunków umożliwiających realizację podstawy programowej a także zobowiązanie rodziców do przystępowania w każdym roku szkolnym przez dziecko do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych. Uczeń uzyskuje roczne oceny klasyfikacyjne na podstawie rocznych egzaminów klasyfikacyjnych przeprowadzanych przez szkołę. Uczeń może korzystać ze wsparcia szkoły, obejmującego np. prawo uczestniczenia w szkole w zajęciach dodatkowych, w tym zajęciach rozwijających zainteresowania i uzdolnienia uczniów, zapewnienie dostępu do: podręczników, materiałów edukacyjnych i materiałów ćwiczeniowych, oraz pomocy dydaktycznych służących realizacji podstawy programowej, znajdujących się w zasobach szkoły, udział w konsultacjach umożliwiających przygotowanie do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych. Cofnięcie zezwolenia może nastąpić na wniosek rodziców, jeżeli uczeń z przyczyn nieusprawiedliwionych nie przystąpił do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych, albo ich nie zdał, w razie wydania zezwolenia z naruszeniem prawa.

Według danych statystycznych Ministerstwa Edukacji Narodowej z września 2017 liczba dzieci w edukacji domowej, w Polsce, w tymże roku, wynosiła 13 955, co stanowi 0,3% wszystkich uczących się w szkołach. W innych krajach np. w Stanach Zjednoczonych Ameryki, Wielkiej Brytanii, Kanadzie liczba dzieci w edukacji domowej nie przekracza 2% populacji dzieci szkolnych. W bieżącym roku zauważalny jest znaczy wzrost zainteresowania edukacją domową. Wiele osób od września 2020 roku zaczęło przygodę z tym typem edukacji. Można się spodziewać, że we wrześniu 2021 roku będzie kolejna fala przejścia na edukację domową.

Obecnie, wskazane w ustawie, korzystanie ze wsparcia szkoły jest ograniczone. Myślę, że nie wynika to z niechęci, ale raczej z niewiedzy, braku pomysłu, a także z powodu sytuacji epidemiologicznej.

Wyobraźmy sobie jednak taki stan, że szkoła solidnie wspiera dzieci będące w edukacji domowej. Wyobraźmy sobie, że w szkole są świetlice naukowe w których dzieci mogą korzystać od rana do wieczora z materiałów edukacyjnych i pomocy dydaktycznych, w których prowadzone są różnego rodzaju projekty. Dzieci w edukacji domowej mogą korzystać z pracowni dydaktycznych, przeprowadzając, pod okiem nauczycieli, doświadczenia i eksperymenty naukowe. Organizowane są zajęcia dodatkowe do rozwijania zainteresować i uzdolnień uczniów, zajęcia dodatkowe na których nauczyciele starają się zarazić dzieci pasją do swojego przedmiotu. Dzieci mogą uczęszczać na zajęcia dodatkowe niezależnie od wieku, ale zależnie od wiedzy, umiejętności i zainteresowań. Zresztą zajęcia dodatkowe proponowane przez szkołę są dostosowane do zainteresowań i potrzeb uczniów. Nauczyciel jest tutorem do którego uczeń zgłasza się na konsultacje. Można by było iść jeszcze krok dalej i wyobrazić sobie, że w tej szkole są tylko dzieci które uczą się w takim systemie. 

Czy wtedy nie spełniłyby się marzenia edukacyjne Edgara Jamesa Swifta, Helen Parkhurst, Marii Montessiri, Friedricha Froebla, Celestyna Freineta czy Jonha Dewey’a? Pamiętajmy, aby nie brać wszystkiego dosłownie a myśleć o koncepcji / idei przez nich prezentowanych.

W takiej szkole na pewno uczenie byłoby bardziej przyjazne mózgowi, a co za tym idzie bardziej przyjazne uczniowi, oraz lepiej kształtowałoby kompetencje przyszłości.

Autorka: Edyta Krygier - pedagog, neurodydaktyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Odwróć edukację , Blogger